wtorek, 27 czerwca 2017

Spółdzielnia – czyli dyżurny temat na poprawę czytelnictwa.

    Co by tu zrobić, aby mój artykuł został przeczytany, a może nawet zacytowany? Tak pewnie myśli sobie niejeden autor niejednego tekstu. Ja, żeby nie było, również. Ponieważ pierwsze wrażenie jest najważniejsze (tak przyjmijmy), to oczywiste jest, że pierwsze skrzypce najczęściej gra tytuł. Weźmy np. taki artykuł ze 122 wydania Dziennika Gazety Prawnej z bieżącego roku (2017) z krzykliwym tytułem pisanym dużą czcionką „Spółdzielnie chcą wiedzieć wszystko o wszystkich” poprzedzony wstępniakiem na pierwszej stronie z nie mniej interesującym tytułem „Bezprawie w spółdzielni”. Porządny, duży artykuł na trzy czwarte strony. Jeżeli dodamy jeszcze, że spółdzielnie i prezesi to ulubiony temat wszelkiej maści polityków i pseudofachowców od spółdzielczości, to mamy strzał życia. No bo kto takiego artykułu nie przeczyta? Do tego podkreślmy jeszcze użyte w tekście sformułowania typu „prezesi betonowych molochów” i mamy jasność, kto tu jest winny.

Zdjęcie pochodzi ze strony Ładny dom.pl 
Autor też (chyba jako ciekawostkę) podaje, że zasoby Spółdzielcze szacunkowo zamieszkuje 11 milionów rodaków. Swoją drogą ciekawe, gdzie ci wszyscy ludzie mieszkaliby, gdyby nie to, że spółdzielnie jakiś czas temu wybudowały te „betonowe molochy”. To tylko na marginesie. Przejdźmy jednak do sedna. Autor opisuje w artykule, że kilka „dużych spółdzielni” zażądało od swoich członków informacji naruszających ustawę o ochronie danych osobowych. Od razu nasuwa się pytanie, czy to oznacza, że tylko od członków, czy też od wszystkich właścicieli? Przecież nie każdy musi być członkiem, a różnica w liczbach jest naprawdę znaczna. Pomijając tę nieścisłość należy podkreślić, że jeżeli zarzut jest prawdziwy, to oczywistym jest, że spółdzielnia przekroczyła swoje kompetencje. Tak się jednak składa, że obywatel jest chroniony w powyższym zakresie, a sprawa powinna być rozpatrzona przez Generalnego Inspektora Danych Osobowych. I tak naprawdę to powinien być koniec tematu. Nie o to jednak chodzi. W artykule przytacza się panią senator Lidię Staroń, która oczywiście z pełnym zrozumieniem tematu zwraca uwagę, że to jest „…kolejny dowód na to, że niektórzy prezesi dawno stracili kontakt z rzeczywistością”. Myślę jednak, że to pani senator dawno straciła kontakt z rzeczywistością, ponieważ to, w jaki sposób funkcjonują spółdzielnie, zależy przede wszystkim od stanowionego prawa, którego jako żywo nie stanowią prezesi tylko tacy „specjaliści” jak pani senator.

Czy naprawdę o zasobach Spółdzielni trzeba pisać "betonowe 
molochy"? . Często jest to krzywdzące uogólnienie.
Artykuł jak artykuł. Po zakończeniu utyskiwań na te złe spółdzielnie można przejść dalej do wertowania kolejnych stron gazety. Ale proponuję chwilkę zatrzymać się i wspólnie podumać. Autor podaje, że do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych wpłynęło w 2015 r. 81 skarg na spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Dużo to czy mało? Wydaje się, że sporo. Dla porównania podam więc, że w tym samym 2015 roku 336 skarg dotyczyło przetwarzania danych osobowych w Internecie, a w 329 skargach zakwestionowano legalność działań banków i innych instytucji finansowych(1). Mam wrażenie, że wynik spółdzielni, podany wespół w zespół ze wspólnotami, jest całkiem niezły. Moje wrażenie umocniło się gdy doczytałem, że wynik ten jest lepszy niż w latach poprzednich, bowiem w 2014 r. na działalność spółdzielni i wspólnot wpłynęły 104 skargi, a w 2013 – 93 skargi(2). Rodzi się pytanie – dlaczego w stosunku do spółdzielni mieszkaniowych podawane dane najczęściej mają wydźwięk negatywny? Czyżby właśnie chodziło o tanią sensację i „poprawę” czytelnictwa?

Na koniec można by się zastanowić, czy skala problemu opisanego w artykule wymaga aż tak wielkiego tytułu sugerującego, że to wszystkie spółdzielnie takich informacji żądają. Zastanówmy się i przeczytajmy ze zrozumieniem. Jeżeli autor pisze, że to kilka spółdzielni, to przyjmijmy, że jest ich 10 (11 to już kilkanaście). W tabeli obok podaje, że spółdzielni jest 3600. To oznacza, że błąd popełniło 0,28% funkcjonujących spółdzielni. Rzeczywiście skala jest to ogromna. Ale co tam skala, liczy się wierszówka.
Źródło: 



piątek, 9 czerwca 2017

Walne Zgromadzenie – refleksja „po”.


Walne Zgromadzenie naszej Spółdzielni zakończyło swoją działalność. No, może formalnie jeszcze nie, ponieważ wszystko musi „zaklepać” jeszcze Kolegium Walnego Zgromadzenia, ale kilka słów refleksji można już z siebie wydobyć. Było różnie – nieraz burzliwie (wręcz niegrzecznie) nieraz sympatycznie, nieraz żenująco. Emocje często grały „pierwsze skrzypce” co nie wpływało na profesjonalizm prac Walnego Zgromadzenia. Kandydaci do Rady Nadzorczej też nie mieli łatwo. Różnie radzili sobie pod ostrzałem pytań jednak zdarzali się i tacy, którzy nawet otrzymywali od zgromadzonych członków owacje. Wnioski jednak nasuwają się jednoznacznie. Po pierwsze pomysł zorganizowania jednego zebrania dla całego Wzgórza Hetmańskiego nie sprawdził się. Być może ze względu na rodzaj sali, która – będąc salą wykładową PUM – dawała spory pogłos i raczej służy do słuchania. Myślę jednak, że miało to drugorzędne znaczenie. Głównym problemem była ilość członków, która przybyła na zebranie. Co ciekawe, ilość obecnych na wspólnym zebraniu całego Wzgórza Hetmańskiego była mniejsza niż suma obecnych na trzech częściach, które odbywały się w poprzednim roku wyborczym. Wydaje się że 140 osób to nie jest bardzo wiele. Taka ilość okazała się jednak trudna „do ogarnięcia” przez komisję skrutacyjną. Zliczenie 140 głosów przez trzy osoby było nie lada wyzwaniem. Po drugie trzeba jeszcze trochę czasu aż będziemy potrafili prowadzić dyskusje i obrady w taki sposób, z którego będziemy mogli być dumni. Na szczęście nikt poza nami tego nie oglądał…

To, o czym warto pamiętać przy kolejnych wyborach, to możliwość wcześniejszego umożliwienia członkom spółdzielni zapoznania się z profilami kandydatów do organów spółdzielni. W tym roku Spółdzielnia umożliwiła prezentację kandydatom na blogu i stronie internetowej, ale to chyba jednak za mało. Może wzorem Spółdzielni Mieszkaniowej „Wspólny Dom” każdy członek spółdzielni przychodzący na zebranie otrzymywałby listę kandydatów z możliwością wykonania notatek w trakcie prezentacji? Ponadto, słuchając poszczególnych wystąpień na różnych częściach walnego zgromadzenia można odnieść wrażenie, że niezbędna jest wcześniejsza weryfikacja niektórych informacji. Szczególnie tych dotyczących wykształcenia i posiadanych uprawnień…

Kolejny aspekt to kontrola nad osobami uczestniczącymi w obradach. W tym roku okazało się, że jeden z członków spółdzielni przekazał swój mandat małżonkowi, który członkiem spółdzielni nie jest. Co więcej – ta osoba zasiadła i pracowała w komisji skrutacyjnej. Jest oczywiste, że pracownicy starają się nie dopuszczać do takich sytuacji, jednak przy dużej ilości osób nie sposób jest zapobiec takiemu postępowaniu. Świadczy to jednak przede wszystkim o członku spółdzielni, który dokonuje takiego oszustwa.

Powyżej opisana sytuacja doprowadziła nas do jeszcze jednego zagadnienia, a mianowicie do postawy kandydatów do Rady i ich postępowania. Zawsze przy wyborach do rady nadzorczej są wygrani i przegrani. Każdy kto został członkiem rady nadzorczej osiągnął sukces. My z ciekawością jednak obserwujemy drogę, którą obierają kandydaci, aby osiągnąć to zwycięstwo. A drogi te są różne. Tylko czy zawsze są one obierane z korzyścią dla Spółdzielni? Jeden z kandydatów do Rady Nadzorczej jeszcze przed rozpoczęciem Walnego Zgromadzenia wiedział, że dana osoba nie ma uprawnień do zasiadania w komisji, ale nie zareagował w odpowiedniej chwili. Ta sytuacja stawia pod znakiem zapytania odpowiedzialność niektórych osób za spółdzielnię, a tym samym za pozostałych członków, narażając ich w przyszłości na dodatkowe koszty związane z ewentualną koniecznością powtórzenia walnego zgromadzenia.

Na szczęście procedury przyjęte w naszej spółdzielni, a związane z wyborami do rady nadzorczej są realizowane w taki sposób, że nawet takie uchybienie nie ma praktycznego wpływu na proces wyboru, a co za tym idzie – na możliwość jego podważenia. Spodziewamy się oczywiście, że osoby niezadowolone z wyniku wyborów mogą starać się ten wybór podważyć. Wszystko to prowadzi do kolejnej refleksji związanej z uszczelnieniem systemu kontroli osób biorących udział w obradach walnego zgromadzenia. Być może należy zakazać wejścia na obrady wszystkim postronnym osobom, za wyjątkiem osób z głosem doradczym, powołanych formalnie przez członka biorącego udział w zebraniu. Czego byśmy jednak nie zrobili, wiadomo – Polak potrafi!